• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Karolina Macios: thriller rządzi się swoimi prawami

Magdalena Raczek
15 czerwca 2021 (artykuł sprzed 2 lat) 

Jest pisarką, redaktorką, felietonistką, współautorką kursów kreatywnego pisania i ghostwriterką. Współpracuje z najważniejszymi autorami kryminałów w Polsce, m.in. z Markiem Krajewskim, Wojciechem Chmielarzem, Maciejem Siembiedą i Martą Guzowską. Sama napisała już kilka książek, w tym dwa thrillery, których akcja rozgrywa się w Gdyni: "Czarne morze" i "Nadciągająca fala" wydane przez Wielką Literę. Karolina Macios, choć obecnie mieszka w Krakowie, pochodzi z Trójmiasta i w rozmowie z nami zapowiada kolejną książkę, której fabuła osadzona będzie w Gdyni.



Karolina Macios autorka thrillerów psychologicznych rozgrywających się w Gdyni. Karolina Macios autorka thrillerów psychologicznych rozgrywających się w Gdyni.

Recenzje książek z Trójmiasta



Magdalena Raczek: Pani Karolino, zacznijmy od początku: od szkoły i wspomnień z dzieciństwa, bo pochodzi pani z Trójmiasta. Urodziła się pani w Gdyni, a wychowywała w Gdańsku. Proszę nam opowiedzieć, gdzie pani mieszkała i jak wyglądały te lata spędzone tutaj.

Karolina Macios: Pierwsze lata spędziłam na gdyńskim Grabówku, z balkonu mojej babci widać było suwnicę - tę, która później się przewróciła. Sam Grabówek był wtedy oczywiście zupełnie innym miejscem niż teraz - z najlepszą lodziarnią w całej Gdyni, jednostką wojskową za rogiem i ciągiem sklepików, w których kupowało się gumy Donald za 5 złotych. Kiedy przejeżdżam Morską, podświadomie szukam wciąż tamtych obrazów, które zapamiętałam, ale już nic z nich nie zostało. Stamtąd przeprowadziliśmy się na gdańską Zaspę i tam spędziłam kolejne dwadzieścia lat. Każde wyjście z domu kończyło się oczywiście spacerem nad morze - a wtedy nie było jeszcze ani mola, ani deptaków, tylko chaszcze, przez które trzeba było się przedzierać, ogródki działkowe i cała masa ekshibicjonistów po drodze. Były też rury, z których prosto do morza wypływała czasem zielonkawa, czasem żółtawa ciecz. No i oczywiście rybki, które unosiły się na wodzie brzuchem do góry. Tak wyglądało moje dzieciństwo nad morzem.

Potem "uciekła" pani na studia do Krakowa i tam została, nie tęskni pani za Gdańskiem?

Tęsknię nie tyle za Gdańskiem, co za morzem, za otwartą przestrzenią, słonym wiatrem i za mewami, bo te krakowskie zbyt upodobniły się do gołębi. Moi rodzice wciąż mieszkają w Gdańsku, więc często tam bywam, a to pozwala radzić sobie z tęsknotą.

Przeczytaj także: Mroczny thriller psychologiczny z Gdynią w tle. "Czarne morze" Karoliny Macios

Po lekturze pani książek - "Nadciągającej fali" i wcześniejszej pt. "Czarne morze", odnoszę wrażenie, że ta tęsknota objawia się właśnie na kartach pani powieści: obie dzieją się w Gdyni, obie silnie wykorzystują motyw morza, a dokładniej wody. To taki leitmotiv w pani książkach, a chwyt typowy dla thrillera, ukazujący zwykle rozchwianie psychiczne bohatera. Jak to jest z tą wodą u pani?

Tak, to prawda, nie przypadkiem wybrałam sobie Gdynię - kolejne powieści też będą tam osadzone. Uwielbiam to miasto i chciałabym kiedyś wrócić, już na stałe. A jak jest u mnie z wodą? Często, kiedy mówię znajomym, że do piętnastego roku życia nie umiałam pływać, patrzą na mnie ze zdumieniem - jak to, mieszkałaś dwadzieścia minut od plaży i nie nauczyłaś się pływać?! A ja bałam się wody, paraliżował mnie lęk, w czym swój udział miały lekcje pływania w podstawówce i nauczyciel, który postanowił wzbudzić we mnie hart ducha, przytrzymując mnie kijem pod wodą. Dopiero kiedy poszłam do liceum, odważyłam się na tyle, by spróbować wejść do basenu, a teraz nie wyobrażam sobie życia bez pływania. Woda mnie uspokaja i podsuwa też masę pomysłów do książek. Sporo scen z "Nadciągającej fali" zrodziło się właśnie na torze basenowym.

Księgarnie w Trójmieście


Podczas czytania pani powieści pojawiały się u mnie skojarzenia z horrorami japońskimi - szczególnie te czarnowłose postaci odbijające się w lustrach, a w "Nadciągającej fali" z kolei bliźniaczki niczym ze "Lśnienia" Kubricka. Skąd takie nawiązania i pomysły? Czy lubi pani czytać/oglądać horrory?

Nie przepadam za horrorami, zbyt często śnią mi się potem w nocy, ze mną w roli głównej oczywiście, za to szalenie lubię Kinga - wolę zresztą "Lśnienie" w jego wersji niż tej Kubricka, chociaż i ta jest genialna. Te wszystkie odbicia w wodzie, powidoki, halucynacje to raczej efekt moich zainteresowań ludzką psychiką, całym tym światem zaburzeń umysłowych, traum, neuroz, lęków i pragnień, z których często nie zdajemy sobie sprawy, a które kierują naszym życiem. Czytam sporo literatury psychologicznej i to właśnie ona jest głównym źródłem moich inspiracji.

Bliźnięta to bardzo pojemny archetyp w kulturze - miała pani jakieś konkretne konotacje? Czy wizja tych postaci wzięła się z obrazu (mnie się kojarzą z fotografią Diane Arbuse), czy ze słowa, z literatury?

Tak, z obrazów, ale głównie literackich i filmowych. Bliźnięta to fascynujący i zarazem niepokojący archetyp, niby osobne postacie, ale złączone ze sobą, nie do końca wiadomo, czy jedno z nich nie jest tylko odbiciem tego drugiego - a jeśli tak, to które. To też bardzo wdzięczny motyw w kulturze: podsuwa mnóstwo wyobrażeń, od tych łzawo-sentymentalnych jak przy rozdzielonych bliźniętach, które odnajdują się po latach, aż po te mroczne, czyli motyw wykradania czyjegoś życia, podszywania się pod kogoś. W mojej książce bliźniaczki są akurat złem wcielonym, to znaczy albo złem, albo ofiarą zła - to zależy, z jakiej perspektywy na to spojrzeć.

  • "Nadciagająca fala" wyd. Wielka Litera.
  • "Czarne morze" wyd. Wielka Litera.
Jest pani nie tylko pisarką, ale i redaktorką, felietonistką, współautorką kursów kreatywnego pisania i ghostwriterką. Współpracuje pani z najważniejszymi autorami kryminałów w Polsce, m.in. z Markiem Krajewskim, Wojciechem Chmielarzem, Maciejem Siembiedą i Martą Guzowską. Jaki to ma wpływ na pani pracę? Czy redagując czyjeś teksty, myśli pani od razu, co by tu zmienić, jak sama by to pani napisała? Czy to redaktorskie doświadczenie pomaga, czy raczej przeszkadza?

Z tych wszystkich ról, które pani wymieniła, zdecydowanie najdłużej jestem redaktorką. Cała reszta przyszła z czasem i z doświadczeniem właśnie redaktorskim. Obawiam się, że nie da się uniknąć tego magicznego myślenia "co ja bym zmieniła" - pojawia się zawsze, kiedy czytam i redaguję. Gdy są to dobre książki, ten proces "podmieniania na swoje" szybko się kończy i po lekturze już o nim nie pamiętam, bo fabuła okazuje się tak doskonała, że po prostu nie ma lepszych jej wersji. Redaktorskie doświadczenie ma jeden poważny minus - kiedy czyta się źle napisane i źle zredagowane publikacje, to człowiek zamiast skupić się na samej historii, zawiesza się na języku albo konstrukcji. A to często się zdarza w przypadku prozy gatunkowej, zwłaszcza tej wydawanej przez wydawców, którzy nie przywiązują zbytniej wagi do redakcji i korekty.

"Pisarze kradną. Bez przerwy i bez umiaru" - pisze pani w podziękowaniach. Kogo więc pani okradła przy okazji "Nadciągającej fali"?

Mnóstwo osób! Choć - co zauważyłam już przy "Czarnym morzu" - zdecydowanie lepiej kradnie mi się od kobiet. Być może dlatego, że są bardziej otwarte, chętniej dzielą się swoimi przeżyciami, rzadziej przywdziewają maski niż mężczyźni. A żeby kraść, wystarczy być dobrym obserwatorem - takim stojącym z boku, niezaangażowanym, bo angażowanie się oznacza brak dystansu i patrzenie przez swój filtr, a nie tej drugiej osoby. Kradnę też od znajomych - czasem pytam ich, czy mogę, czasem nie. A kradnie się różne rzeczy - najczęściej emocje związane z danym doświadczeniem, spojrzenie, gest, kawałek osobistej historii. W przypadku "Nadciągającej fali" inspirowałam się też historiami, którymi dzielą się kobiety na forach poświęconych macochom i pasierbicom.

W Gdyni prawie każda rodzina miała lub ma nadal jakieś związki ze stocznią. W pani powieści ojciec bohaterki - Anki pracował w stoczni, gdzie też zginął w wypadku. Ma pani lub pani rodzina jakieś związki ze stocznią?

Mój ojciec przez wiele lat pracował na terenie stoczni - tej samej, którą widziałam z balkonu babci. Moi dziadkowie przyjechali do Gdyni zapewne tuż po tym, jak dostała prawa miejskie, razem z falą ludzi poszukujących pracy, i już zostali. W jednej z publikacji poświęconych Gdyni jest zdjęcie, do którego pozuje kilku mężczyzn kładących chodniki w mieście. Jednym z nim jest prawdopodobnie mój dziadek, a przynajmniej wszystko na to wskazuje. Pracował też przy budowie portu. W stoczni jako dziecko bywałam wiele razy - zabierał mnie tam tata. Do dziś pamiętam drżenie desek pod nogami na wiadukcie, którym przechodziło się nad torami do stoczni i tłum ludzi wylewających się o poranku z pociągu.

Przeczytaj także: Zaczytane Trójmiasto - polecamy nowe kryminały i thrillery

Napisała pani wcześniej kilka innych książek (obyczajowe, dla dzieci, reportaż), ale teraz postawiła pani na thrillery psychologiczne. Co panią pociąga w tym gatunku?

Pisałam zawsze z doskoku, pracowałam wtedy jeszcze w wydawnictwie, więc musiałam upychać pisanie między inne obowiązki, co czasami oznaczało wstawanie przed piątą rano, żeby ze wszystkim zdążyć. Potem zrobiłam sobie dłuższą przerwę, zmieniłam rytm pracy i rytm życia w ogóle - teraz jestem freelancerką i najwyraźniej znów potrzebuję pisania, ale już na innych zasadach. Kiedy piszę, nie pracuję, bo nie da się jednocześnie tworzyć własnej historii i redagować cudzej. Za bardzo przenikają się wówczas style, pomysły, opowieści, więc trzeba oddzielać od siebie te dwa procesy. Jako redaktorka głównie zajmuję się kryminałami - pracuję z nimi na co dzień, ale i czytam oraz oglądam je dla przyjemności, tak samo jak thrillery psychologiczne. Ten gatunek rządzi się swoimi prawami - tutaj obok samego pomysłu na fabułę bardzo ważna jest intryga i sposób, w jaki odsłania się ją przed czytelnikiem. I to chyba najbardziej pociąga mnie w thrillerach.

Jaki zatem będzie kolejny?

Trzecia książka, po "Czarnym morzu" i "Nadciągającej fali", też będzie osadzona w Gdyni, a główna bohaterka będzie musiała wrócić do miejsca, w którym się wychowała i od którego uciekła, żeby odplątać nitka po nitce to wszystko, co splątało się w jej życiu...

"Nadciągająca fala" została wydana również w formie audiobooka - czyta go Laura Breszka. Czy lubi Pani audiobooki? Jak pani pisze lub czyta swoje książki, to czy "słyszy" pani, kto mógłby to przeczytać?

Czyta Laura Breszka i to czyta fantastycznie! Teraz właśnie słucham "Klary i słońca" Ishiguro w jej wykonaniu. Lubię audiobooki, zwłaszcza gdy snuję się po mieście, gotuję albo szyję, czyli po prostu się relaksuję. Ale gdy piszę, w ogóle nie myślę o głosie aktora, tak samo jak nie myślę o powstającej historii jak o skończonej książce. To są dwa odrębne stany, z jednego płynnie przechodzi się w drugi, tyle że w odpowiednim czasie, czyli po postawieniu ostatniej kropki.

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (17)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Forum

Wydarzenia

Wystawa budowli z klocków Lego (2 opinie)

(2 opinie)
33 - 35 zł
wystawa

Wystawa dinozaurów Di­no­world (4 opinie)

(4 opinie)
45 zł
wystawa

Unikaj statków, gdzie nie mają zwierząt. Zwierzęta na Darze Pomorza - wystawa czasowa (1 opinia)

(1 opinia)
28 zł
wystawa

Najczęściej czytane