Pani Ania i
pan Tomasz pracują na etacie i zarabiają poniżej średniej krajowej. Mają także dwie córki, które drugi rok z rzędu nie zostały przyjęte do przedszkola samorządowego.
- Radzimy sobie całkiem nieźle, bo oprócz babć do pomocy mamy jeszcze życzliwe ciocie, ale zdecydowaliśmy i tak starszą córkę zapisać w tym roku do prywatnego przedszkola, chociaż na parę godzin dziennie - wyjaśnia pan Tomasz.
- Od przyszłego roku Anielka idzie do zerówki, a chcemy, żeby przed szkołą przyzwyczaiła się do bycia parę godzin poza domem, z innymi dziećmi, żeby zerówka nie była szokiem - tłumaczy pani Ania. Takich rodzin, takich argumentów, nie tylko w Trójmieście, jest coraz więcej. Stąd rosnące zainteresowanie prywatnymi przedszkolami i "innymi formami wychowania przedszkolnego".
Sejm też się sprawą zainteresował. Przyjął nawet nowelizację ustawy o systemie oświaty. Zapaliło się dzięki temu zielone światło dla tzw. małych przedszkoli i "innych alternatywnych form wychowania przedszkolnego". Oznacza to, że rodzice, którzy tak jak pani Ania i pan Tomasz, dostali odmowne decyzje z "państwowych" przedszkoli i szukają miejsca dla dzieci w placówkach prywatnych, będą mieli coraz większy wybór i , miejmy nadzieję, lepszą ofertę cenową.
Przedszkola prywatne istnieją od dawna: zazwyczaj proponują mniejsze grupy, dodatkowe zajęcia, ale kosztują nawet cztery razy więcej. Nowelizacja ma umożliwić powstanie kolejnych miejsc dla najmłodszych, także takich, które w odróżnieniu do tradycyjnych przedszkoli, mogą prowadzić mniej niż pięć godzin zajęć dziennie, przez co mają szansę stać się konkurencyjne cenowo. Wymóg co do tzw. małych przedszkoli właściwie jest jeden - muszą zatrudniać wykwalifikowanych pedagogów. Pozostałe wytyczne, np. lokalowe, są mniej rygorystyczne. W Polsce obecnie jest ich około 800 małych przedszkoli, uczęszcza do nich około 9 tys. dzieci.
********************************************************************
Duże ulgi na dzieciW środę posłowie przegłosowali dwa razy większe niż proponowane przez rząd ulgi na dzieci.
Sejm uchwalił, że - w zależności od dochodów - rodzice będą mogli odliczyć od podatku maksymalnie 1145 zł na każde dziecko, choć rząd proponował ulgę 572 zł 54 gr.
Może to uszczuplić budżet państwa nawet o 3,6 mld zł rocznie.
Uchwalona ustawa może się obrócić przeciwko rodzinom - tak uważa minister pracy i polityki społecznej
Joanna Kluzik-Rostkowska. W tej sytuacji może zabraknąć na zmiany przygotowywane przez jej resort, m.in. na wydłużenie urlopów macierzyńskich.
Kto skorzysta z przyjętej ulgi?
Żeby móc odliczyć sobie całą kwotę na jedno dziecko trzeba zarabiać rocznie ok. 20 tys. zł brutto. Ulgę będzie więc mógł wykorzystać rodzic samotnie wychowujący jedno dziecko i zarabiający trochę więcej niż 1230 zł. miesięcznie.
Przy dwójce dzieci maksymalna ulga trafi do tych, którzy zarabiają rocznie ponad 32 tys. zł brutto - czyli ponad 1,9 tys. zł miesięcznie na rękę. I chodzi tu o dochody łączne rodziców, więc pułap ten osiągnąć jest niezwykle łatwo.
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. 
Filmy