- 1 Imprezy rodzinne, za które trzeba płacić (75 opinii)
- 2 Egzamin ósmoklasisty 2024. To trzeba wiedzieć (8 opinii)
- 3 Z Żabiego Kruka do Rawenny? Dziewczyny z Gdańska walczą o wyjazd na zawody smoczych łodzi (13 opinii)
- 4 Brak znieczulenia, odsyłanie pacjentek. Jakie są problemy porodówek? (109 opinii)
Sopot literaturą stoi. Po Literackim Sopocie
Różnorodność i alternatywna nauka miasta to wartości dodane, jakie wnosi Literacki Sopot, oferujący co roku mnóstwo wydarzeń stricte literackich i ciekawy program imprez towarzyszących. Dzięki temu literatura i sztuka coraz mocniej wchodzą w miasto, a także stanowią pretekst do zastanowienia się nad kondycją kraju, którego twórczość jest przybliżana. Podsumowujemy siódmy Literacki Sopot.
Co roku inny obszar językowy
Początkowo chciano imprezę profilować tematycznie, ale szybko okazało się, że najpoczytniejsze - reportaże i kryminały - znacznie odbiegają uwagą publiczności od pozostałych gatunków literackich (zaś inne poczytne, jak książki kulinarne, trafiają na imprezy tematyczne podczas festiwali kulinarnych, które wyrastają jak grzyby po deszczu). By nie zapędzić się w ślepy zaułek lub co roku nie powielać tych samych tematów, zdecydowano się przenieść główny nacisk na wartość kulturoznawczą spotkań z literaturą, przybliżając kolejne obszary językowe. Początkowo nieśmiało (podczas drugiej edycji kryminał połączono ze Skandynawią, gdzie ten gatunek ma się bardzo dobrze), później coraz śmielej. W ciągu siedmiu lat poznawaliśmy literaturę skandynawską (i islandzką), rosyjską, czeską, izraelską, hiszpańskojęzyczną no i francuskojęzyczną. Za rok przybliżona zostanie literatura i kultura brytyjska.
Gwiazda festiwalu
Chociaż była to edycja francuskojęzyczna, gwiazdą festiwalu, której popularność u czytelników i słuchaczy wyraźnie przekroczyła możliwości sali na II piętrze Państwowej Galerii Sztuki i antresoli była reprezentująca Wielką Brytanię (jako zwiastun przyszłorocznej edycji) Zadie Smith. Autorka "Białych zębów", czy "O pięknie" przybliżyła podczas rozmowy kilka z tematów, które podejmowała w swoich esejach, zebranych i wydanych właśnie w Polsce w książce "Widzi mi się". Jedną z nich była kwestia osiedlowej biblioteki, która miała przestać istnieć, bo grunt pod nią rada dzielnicy chciała sprzedać deweloperowi. Efekt jej eseju zaskoczył ją samą, komentowali ją członkowie rządu, natychmiast zareagowała lokalna społeczność, opowiadając się za biblioteką, ale emocje zwolenników i przeciwników biblioteki były bardzo duże. "Spotkałam się z terrorem kapitalizmu" - wyjaśniała Zadie Smith.
Mówiąc o podziałach klasowych wskazała na ulicę, przy której żyje. Część domów należy do bogaczy, inne, jak dom, w którym przez lata mieszkała, do osób z biedniejszych rodzin. Po latach przeprowadziła się z mężem i córką na drugą stronę ulicy, właściwie zrywając kontakt z poprzednimi sąsiadami. Jak sama przyznała, nigdy nie zaprosiła do domu zaprzyjaźnionego z jej córką kolegi z podwórka z poprzedniej okolicy ani nie zorganizowała imprezy dla wszystkich sąsiadów w obawie przed tym, co ludzie, wokół których teraz żyje, powiedzą. "Kultura to wybór - sami decydujemy o swojej kulturze poprzez to, czym się interesujemy, gdzie spędzamy czas, jak żyjemy" - przyznała Smith.
Goście z Francji
Trudno nie zwrócić uwagi, że największych współczesnych pisarzy francuskich w Sopocie niestety nie było, chociaż rok temu mówiło się o tym, że główną gwiazdą tegorocznego Literackiego Sopotu będzie Michel Houellebecq. Nie było również Patricka Modiano, laureata Literackiej Nagrody Nobla z 2014 roku, czy niezwykle malowniczej Virginie Despentes. Zabrakło też najbardziej poczytnych, jak Éric-Emmanuel Schmitt czy Guillaume Musso. Wśród przedstawicieli francuskojęzycznych twórców zabrakło niezwykle ciekawego Yasmina Khadra czy błyskotliwie debiutującego Gaëla Faye. Trzeba jednak podkreślić, że francuscy autorzy, którzy byli gośćmi Literackiego Sopotu, stanowili ciekawy i barwny konglomerat twórców.
Ceniony pisarz kryminałów Pierre Lemaitre (pochylający się w rozmowie z Zygmuntem Miłoszewskim nad kondycją zagranicznych i rodzimych kryminałów, traktowanych jako nośniki pewnych uniwersalnych wartości), pochodzący z Konga Alain Mabanckou (piszący bez kropek, inspirując się oralną tradycją narracji afrykańskiej), więziona przez 6,5 roku przez terrorystów z komunistycznej partyzantki FARC Kolumbijki Ingrid Betancourt (autorka książki "Każde milczenie ma kres" w którym opisuje horror niewoli) czy również opisujący osobistą traumę Édouard Louis (jego "Historia przemocy" opisuje szczegółowo brutalną napaść i gwałt, jakiego na nim dokonał przygodnie poznany chłopak, zaproszony przez Édouarda do domu w noc wigilijną). Nie można zapomnieć o krytykach, socjologach i filozofach, uczestniczących w dyskusjach poświęconych pewnym zjawiskom czy zdarzeniom z historii Francji (np. debacie "Teatr nasz współczesny", "Rewolucja w cieniu gilotyny" czy "Aktualność Camusa", m.in. z udziałem wnuka Alberta Camusa, Davida).
W moim odczuciu najciekawiej wypadła konfrontacja dwójki gości ostatniego dnia imprezy - Ingrid Betancourt i Édouarda Louisa, którzy o swoich traumatycznych przeżyciach opowiadali w zupełnie inny sposób. Betancourt skupiła się na opisie relacji między zakładnikami a oprawcami, mówiąc o manipulacjach, jakich doświadczyła zarówno ze strony porywaczy, jak i władz Kolumbii, z ówczesnym prezydentem Kolumbii Andrésem Pastraną Arango na czele. Oprawcy na wiele sposobów usiłowali poróżnić uprowadzonych, co skutecznie im się udawało. Betancourt przyznała, że największym wyzwaniem było zachowanie człowieczeństwa i wybaczenie tym, przez których doznała krzywdy. Z kolei Louis opisał osobistą traumę, analizując postępowanie swojego oprawcy, z którym tej samej nocy łączyła go namiętność i nienawiść, co mogło się dla niego skończyć śmiercią.
Autor "Historii przemocy" podkreślił, że literatura powinna być oparta na faktach i prezentować je w stosunku jeden do jednego, bo opisując fikcję literatura jest oderwana od rzeczywistości, a on sam chce, by była nośnikiem prawdy. Swoją powieść napisał po to, by dać jej świadectwo i opowiedzieć ją na swoich zasadach, gdyż inni zaczęli zawłaszczać ją na własny użytek. Wiwisekcję jego traumy potraktować można jako manifest pokolenia młodych, rozczarowanych, i świadectwo głębokich podziałów społecznych dzisiejszej Francji, do których wielokrotnie nawiązywano podczas tegorocznej edycji festiwalu.
Frekwencja zaskoczyła organizatorów
Festiwal odbywający się w samym środku sezonu wakacyjnego w Sopocie, ze świetną reklamą w postaci namiotu Targi Książki na placu Przyjaciół Sopotu (ze stoiskami 32 wystawców z całej Polski) przyciąga wielu różnych widzów. Niektóre wydarzenia cieszą się ogromnym powodzeniem. Przykładem było spotkanie z Zadie Smith, w którym nie mogło uczestniczyć przynajmniej kilkadziesiąt osób stojących w kolejce do wejścia. Zabrakło dla nich miejsca w Państwowej Galerii Sztuki gdzie przeprowadzono rozmowę, a widownia podczas spotkania z brytyjską autorką dosłownie pękała w szwach. Warto zastanowić się nad inną lokalizacją podczas spotkań z najbardziej znanymi gośćmi, wprowadzić jakąś formę rezerwacji miejsc lub przynajmniej nagłośnić rozmowę po to, by osoby, które nie mogą dostać się na spotkanie, mogły chociaż posłuchać rozmowy na korytarzu PGS.
Zdecydowana większość wydarzeń cieszyła się dobrą lub znakomitą frekwencją. Tłumnie obserwowano choćby spotkanie z Małgorzatą Szejnert poświęcone jej "Wyspie Węży" czy rozmowę Michała Nogasia z Olgą Tokarczuk. Problem pojawił się podczas spotkania z Andą Rottenberg, podczas którego ponownie dla wielu osób zabrakło miejsc, tym razem na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże. Na szczęście drzwi na scenę otwarto i najbardziej zdeterminowani mogli posłuchać spotkania z foyer teatru.
Festiwal idzie w miasto
Kto nie koncentrował się tylko na spotkaniach z francuskojęzycznymi pisarzami lub zaproszonymi uznanymi już polskimi prozaikami, miał okazję poznać szereg miejsc w centrum Sopotu. Wśród ciekawych i mało uczęszczanych dotąd na festiwalu miejsc znalazły się Willa Bergera i pracownia malarska Marka Okrassy (tam odbyły się czytania performatywne). Oprócz Państwowej Galerii Sztuki, które jest głównym punktem festiwalu, część wydarzeń wzorem lat poprzednich trafiło do Muzeum Sopotu, na Scenę Kameralną Teatru Wybrzeże, czy na plażę przed Klubem Atelier. Po raz kolejny wśród miejsc festiwalowych figurowały również Sopoteka, Teatr BOTO i Multikino Sopot. Zadebiutowała w tym gronie Biblioteka Grand Hotelu. Część wydarzeń ma charakter plenerowy, co świetnie wpisuje się w letnią aurę imprezy.
Literacki Sopot to wciąż najciekawsza impreza literacka w Trójmieście, wykraczająca poza ramy literatury, obudowująca ją w konteksty, integrująca środowisko literackie i usiłująca nazwać lub przybliżyć zjawiska, jakie towarzyszą literaturze poszczególnych krajów. Dzięki Targom Książki w każdej chwili sięgnąć można po najciekawsze, najbardziej poczytne i najnowsze książki polskich i zagranicznych autorów, które można czytać w Strefie Relaksu na leżakach w Parku Książki (znajdowała się tam również spora biblioteczka pozycji wydanych przez Krytykę Polityczną). Ciekawym dopełnieniem programu jest również kino. Świetnym pomysłem jest wprowadzenie tłumaczenia z języka migowego. Daje to w sumie kompletną, dzięki festiwalowi, promocję literatury. Pewnie dlatego Literacki Sopot budzi coraz większe zainteresowanie publiczności.
Wydarzenia
Zobacz także
Opinie (26) 5 zablokowanych
-
2018-08-20 12:42
I nie trzeba promocji czytelnictwa z biletem za 5-zł jak w Gdańsku wiosną? (1)
- 5 0
-
2018-08-20 14:35
Nie trzeba, w kurorcie sa inne standardy.
- 1 0
-
2018-08-20 10:22
Do redakcji
Było jeszcze spotkanie z Mery Longworth autorką francuskich powieści kryminalnych :)
- 12 0
-
2018-08-20 09:59
Menelnia
Kiedy SM weźmie się za meneli na monciaku, śmierdzi tam niemiłosiernie, zapachy Motławy przy tym to perfumy.
- 14 1
-
2018-08-20 06:47
Czy uczestnicy byli w nocy na monciaku w okolicach krzywego domku? (1)
Mogło urodzić się kilka pomysłów na powieść kryminalną.
- 22 3
-
2018-08-20 06:56
Albo kilka scenariuszy do obskurnego porno klasy B
- 12 2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.