• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Michałka poparzono w żłobku, po kilku latach procesu nikt nie wie, czemu nie wezwano pomocy

Wioleta Stolarska
5 listopada 2021 (artykuł sprzed 2 lat) 
Chłopiec do tej pory odczuwa skutki poparzenia, do którego doszło w żłobku. Chłopiec do tej pory odczuwa skutki poparzenia, do którego doszło w żłobku.

Michałek jest dziś uczniem pierwszej klasy, do tej pory odczuwa skutki poparzenia, jakiego doznał w żłobku. Chłopiec miał wtedy 1,5 roku, po wypadku przeszedł pięć operacji, konieczne były przeszczepy skóry i długie leczenie. Niestety po kilku latach procesu wciąż nie wiadomo, dlaczego opiekunki nie wezwały pomocy, zadzwoniły jedynie do matki chłopca. - Nikt z nich nie chce powiedzieć, co się tak naprawdę wtedy stało. Dopiero kiedy w pierwszej instancji skazano jedną z opiekunek, przyznała ona, że była tam osoba, która jako jedyna chciała wezwać pogotowie. Teraz szukam tej kobiety - mówi mama chłopca.



Kilka lat temu opisywaliśmy historię Michała. Chłopiec miał 1,5 roku, był pod opieką prywatnego żłobka Muszelka w Gdyni, kiedy jego mama dostała telefon, że dziecko trzeba koniecznie odebrać. Na miejscu okazało się, że Michałek jest dotkliwie poparzony, a w zasadzie na lewym przedramieniu nie ma skóry, bo ta wisiała w okolicach łokcia.

- Od razu zadzwoniłam do męża, żeby uprzedził pogotowie, ale tego, co zobaczyłam w przedszkolu, nie spodziewałam się. Dziecko było w szoku, bez skóry, krzyczało z bólu, a ja sama wiozłam je do szpitala - opowiadała jego mama.
Leczenie trwało długo. Konieczne było pięć operacji, przeszczepy skóry, rehabilitacja, nie ominęło ich widmo sepsy czy amputacji. Do tej pory dziecko odczuwa skutki tego wypadku.

- Teraz Michałek jest uczniem pierwszej klasy i choć rana się zagoiła, a czucie wróciło po kilku latach masaży i laseroterapii, to ślad po poparzeniu stresuje go, bo to coś, co będzie już na całe życie - podkreśla pani Marta.
Przez kilka lat rodzice chłopca usiłowali dowiedzieć się, co tak naprawdę stało się tamtego dnia. Kto ponosi odpowiedzialność za tragedię, jaką musiało przejść 1,5-roczne dziecko i jego rodzice? Kto odpowiada za dziecko pozostawione pod opieką placówki? Czy jest możliwe, że nikt?

Co wydarzyło się w żłobku i kto za to odpowiada?



Proces przed Sądem Rejonowym w Gdyni trwał od kwietnia 2017 roku do stycznia 2019 roku. Oskarżono w nim o spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu [o przestępstwo z art. 160 § 2 i 3 k.k. w zw. z art. 156 § 1 k.k. w zw. z art. 11 S 2 k.k. - dop. red.] właścicielkę żłobka i dwie opiekunki. Sąd uznał winę jednej z opiekunek, natomiast drugą opiekunkę i właścicielkę uniewinnił.

Od wyroku odwołali się rodzice chłopca. W toku nowych dowodów Sąd Apelacyjny przywrócił całe postępowanie wobec właścicielki i jednej z opiekunek. Utrzymał w mocy wyrok skazujący drugą z opiekunek.

- Podczas procesu w apelacji jedyna skazana opiekunka po wielu latach przerwała milczenie. Dowiedzieliśmy się, że właścicielka placówki nie była obecna tego dnia w pracy, choć wcześniej twierdzono co innego. Według zeznań skazanej opiekunki tego dnia w placówce była ona, siostra właścicielki z inną opiekunką i opiekunka oskarżona w pierwszej instancji. Po zdarzeniu właścicielka i jej siostra będąca w placówce konsultowały się telefonicznie, ale postanowiły czekać i nie wzywać pogotowia, choć osoba będąca na dyżurze z siostrą pani Beaty sugerowała takie rozwiązanie. Następnie gdy właścicielka dotarła do placówki, powiadomiono nas o zdarzeniu. Mamy więc znikających świadków, fałszywe zeznania, fałszywe dokumenty, a placówka nadal działa i ma się świetnie. Z kolei prokuratura nie zajmuje się sprawą z najmniejszym zainteresowaniem, kolejni przedstawiciele tego organu na rozprawach nie mają pojęcia o sprawie, dostają ją z przydziału w dniu rozprawy, co wyklucza nawet zapoznanie się z aktami - mówi mama Michałka.

Szukają świadka



Kim była opiekunka, którą wykreślono z grafiku i wpisano w jej miejsce właścicielkę żłobka? Dlaczego i kto zabronił tamtej osobie zadzwonić po pogotowie?

- Aby się tego dowiedzieć, musimy odnaleźć tę osobę. Co o niej wiemy? Praktycznie nic. Całe postępowanie rozpoczyna się od pytań, których nie ma komu zadać. Jedna z opiekunek (oskarżona) wyjechała za granicę i pomimo starań jej adwokata utraciliśmy z nią kontakt. Nie reaguje na pisma, telefony. Prawdopodobnie trzeba będzie wezwać ją przed sąd, rozpocząwszy wcześniej jej poszukiwanie i doprowadzenie przez policję. Właścicielka nadal odmawia współpracy. Zeznawać nie zamierza wcale. Podczas rozprawy adwokat kobiety tłumaczy jej dziwne i nieracjonalne zachowanie stresem i traumą w związku z omawianymi zdarzeniami. Pozostaje znaleźć "wykreśloną" z harmonogramu opiekunkę, aby odpowiedziała na tych kilka najważniejszych pytań. Będzie to dodatkowo trudne, bo nikt wcześniej o niej nie wspominał, a minęło już 6 lat. Jedyna osoba, która wiedziała, jak się zachować, a do tej pory komuś zależało, by sąd jej nie przesłuchiwał. Nie wiemy ani ile ma lat, jak się nazywa, ani czy nadal pracuje w placówce - dodaje pani Marta.

Opinie (48) 2 zablokowane

  • Najprostszym sposobem jaji się nasuwa, jest zwrocenie sie do ZUSU i US o informację kto był na liście płac w okresie do 12 mies przed wypadkiem i wezwac te osoby do złożenia zeznań.

    • 3 0

  • Teraz wygląda to jak szukanie kogoś z kogo będzie można wydoić kasę (2)

    • 0 8

    • Osoba odpowiedzialna za to powinna bez szukania pokryć szkodę i zaplacić zadośćuczynienie

      • 1 0

    • Chyba ktoś ze żłobka napisał....

      • 0 0

  • I (2)

    nie zgłosiła się żadna fundacja aby pomóc rodzinie. Kobiety a Wy gdzie? na ulicy, odpowiedzą!

    • 0 2

    • (1)

      Komentarz nie na miejscu i nie na temat.
      Co " kobiety" mają do tej sprawy? Może namów arcybiskupa Glodzia żeby pomógł, z emeryturą 20 tys dałby radę, tak samo jak Rydzyk i większość księży...

      • 3 1

      • Jesteście

        tak krótkowzroczne, że tylko widzicie wolne sądy, LgiBi ti , aborcję i Rydzyka i KK. No tak, zadyma i wulgaryzmy to dotyczy ulicy!

        • 0 2

  • wolne sady wolno rozpatrują...

    nawet prosa sprawę a inne jeszcze dłuzej albo wcale (przedawnienie) !

    • 1 0

  • Rodzice powinni być nieustępliwi, walczyć o odszkodowania /zadośćuczynienie- (1)

    teraz już prawdy nikt się raczej nie dowie, ale faktem jest, że dziecko doznało okaleczenia podczas pobytu w żłobku i właścicielka jest za to odpowiedzialna. Mataczenie i odmowa współpracy ze strony właścicielki już ją czyni oskarżoną.

    • 10 0

    • Kadry z przypadku , może z łapanki za njniższą krajową ?

      • 1 0

  • Gorące herbatki

    w żłobkach, przedszkolach czy podstawówkach to nadal norma! Jak zwróciłam uwagę właścicielce mojego przedszkola, to jeszcze broniła pracowników, że niby odstawiają w miejsca, do których dzieci nie sięgają.

    • 2 0

  • To skandal!!!

    • 0 0

  • Skandaliczne zachowanie opiekunek i dyrekcji

    Moim zdaniem tu są co najmniej dwie sprawy karne: pierwsza za wypadek - czyli niedopilnowanie dziecka i doprowadzenie przez nieodpowiednią opiekę do wypadku, a druga to taka, że panie nie udzieliły pierwszej pomocy. Przy oparzeniu to bardzo ważne, żeby jak najszybciej schłodzić miejsce oparzenia letnią wodą, założenie opatrunku hydrożelowego (którego zapewne nie mają w apteczce), reakcja na histerię dziecka, czyli podanie środku przeciwbólowego. teoretycznie nie wolno im tego robić, ale po połączeniu z pogotowiem, od razu by dostały takie wskazówki. Wystarczyło zadzwonić na pogotowie, wezwać pomoc lub poprosić o wskazówki, co robić. Brak reakcji, brak pomocy na zagrożenie zdrowia dziecka powinno być karalne jeszcze wyższą karą niż sam wypadek.

    • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Forum

Wydarzenia

Wystawa budowli z klocków Lego (2 opinie)

(2 opinie)
33 - 35 zł
wystawa

Wystawa dinozaurów Di­no­world (8 opinii)

(8 opinii)
45 zł
wystawa

Unikaj statków, gdzie nie mają zwierząt. Zwierzęta na Darze Pomorza - wystawa czasowa (2 opinie)

(2 opinie)
28 zł
wystawa

Najczęściej czytane